literature

sen zimowy.

Deviation Actions

drobiazg's avatar
By
Published:
297 Views

Literature Text

zimowa szarówka. wysiadam z tramwaju, śnieg sypie w oczy, szczelniej zawijam się szalikiem. wydaje mi się, że chyba kiedyś już tu byłam... na chodniku zapadam się w śnieg, podnoszę głowę tylko po to, żeby spojrzeć na numery domów. w końcu zatrzymuję się przed dużym, szarym budynkiem. patrzę z niedowierzaniem, porównuję z adresem zapisanym na kartce – tak, to niewątpliwie tu. w myślach burza, że to przecież niemożliwe, lawina wspomnień, największe zdziwienie. patrzę na zegarek. popycham obrotowe drzwi.

byłam tu tylko raz. trzy lata temu. wtedy to ona popchnęła drzwi i powiedziała, że od tej pory zmienia się całe moje życie.
od trzech lat dwa małe kluczyki nadaremno zwiedzają wnętrza wszystkich moich kieszeni.

w środku jest całkiem sporo ludzi, rozmawiają ze sobą na krużgankach, biegają między piętrami. gdzieś ponad wszystkimi unosi się świąteczna atmosfera, może nawet zapach choinki? stoję na samym środku tego dziedzińca-studni i przypominam sobie, że gdy zobaczyłam to miejsce pierwszy raz, skojarzyło mi się ze szkołą. bardzo dużo drzwi, a pomiędzy drzwiami niezliczone ilości szafek, od podłogi do sufitu, cały czas ktoś którąś otwiera, coś wyjmuje, coś wkłada do środka.
idę według wskazówek z kartki, w końcu dostrzegam odpowiednie drzwi. są otwarte, a samym pomieszczeniu też jest dość tłoczno, ale ciepło i jasno. przekraczam próg i już, potrafię śpiewać.

nasze zgromadzenie okazuje się próbą chóru. odnajduję tam wielu znajomych, także takich, których nigdy bym się tu nie spodziewała. jedna myśl goni drugą – skoro oni tu są, to znaczy, że byli tu wcześniej, że każdy z nich ma jakiś swój pokój, że spędził tu jakiś czas, że spędza go tu nadal..?
z zamyślenia wyrywają mnie głosy m. i a. – to oni są tu centrum zainteresowania, to na ich zaproszenie tu jesteśmy. teraz opowiadają o swoim dopiero co zakończonym pobycie w pokoju 'hol-la'. nawet ładna nazwa, biorąc pod uwagę to, ze na moim kluczyku jest napisane 'ree'.. opowiadają niesamowite historie, ich słowa skrzą się kolorami, dziś chyba już nie będziemy śpiewać, porozmawiajmy.. wymieniam uśmiechy z mo., głaszczę po włosach q., który okazuje się tutejszym stałym bywalcem. rozmawiamy, dużo. ciasno, jasno, ciepło. w pewnym momencie do pokoju wchodzi jakiś młody chłopak, trochę starszy niż większość nas. to dyrygent. zaprowadza wśród nas porządek, trochę śpiewamy (jak pięknie!), ale wszyscy czują w sobie świąteczne rozleniwienie. w końcu – rozchodzimy się, związani obietnicą stawienia się na następnej próbie, i wtedy to już porządnie popracujemy, na pewno!

przechadzam się po drewnianych korytarzach. spotkałam tu sąsiadów, nie będę musiała się martwić o powrót do domu. dojazd tu jest trudny i długi, choć q. mówił coś o nowej, innej trasie.
oglądam napisy na kolejnych drzwiach. niektóre są piękne, zarówno w formie jak i w treści, niektóre zupełnie proste, podobne trochę do tego na moim kluczyku – 'nao' czy też 'wii'... widzę też 'świat oli' wypisany krzywo kolorową kredką czy też różowy 'świat koników', wycięty z gazety dla małych dziewczynek. no proszę, nawet takie małe dzieci...

spotykam sympatyczną starszą panią, która czyści z kurzu swoje szafki kolorową szczotką na długim kiju. rozmawiamy. zaczynam powoli, nieśmiało, że to takie niesamowite miejsce, czy gdziekolwiek na świecie jest takie drugie? że tu każdy może stać się kimś zupełnie innym, wystarczy to sobie tylko wyobrazić i otworzyć swoje drzwi kluczykiem.. wymyślanie nowych światów na własny użytek, coś, co nadal nie mieści mi się w głowie. starsza pani odpowiada, że teraz jest internet i gry komputerowe, że tam chodzi mniej więcej o to samo.. a gdy widzi moje oburzenie, puszcza oczko i stwierdza, że tak naprawdę, to ma tu swój pokój od sześćdziesięciu lat. i korzysta z niego intensywnie. i tych wspomnień i przeżyć nikt nigdy jej nie zabierze.

sąsiedzi machają na mnie z dołu, że już niedługo będziemy jechać. ruszam w stronę schodów, gdy nagle miga mi przed oczami szafka z napisem 'ree'. jej szafka. moja szafka. najpierw chcę przejść obojętnie obok, ale pokusa jest silniejsza. sięgam do kieszeni po kluczyki, ten mniejszy przekręcam w zamku..
lawina wspomnień mnie zasypuje, ale po chwili dochodzę do siebie. z uwagą zaczynam przeglądać nasze skarby. moje skarby.
na dolnej półce zapasy marchewki, jabłek i chleba. tu przecież nic się nie psuje, niech sobie leżą dalej. dwa tomy słownika łacińsko-polskiego. no proszę, a ja w zeszłym roku kupiłam sobie nowy... aparat fotograficzny. analogowy, teraz już pewnie bez filmu. przemyka mi przez myśl, że może byłoby warto umieścić tu jakąś cyfrówkę.. pudło z koralikami. nawet nie wiedziałam, że mam takie piękne rzeczy! zabieram ich trochę do kieszeni, to przecież właśnie ta biżuteria, o której zawsze miałam przeświadczenie że ją mam, a nigdy nie mogłam jej znaleźć. kilka książek. i... wiśniowy gruby zeszyt. znów czuję się jak po mocnym uderzeniu w głowę. to mój dziennik z tamtego czasu. dziennik stąd, stamtąd, z najwspanialszych ferii zimowych w moim życiu. nie otwieram go, zabieram ze sobą.
kobieta, która właśnie chowa coś do szafki obok chyba widzi, co się ze mną dzieje. uśmiecha się lekko. czyżby smutno..?
chcę już zamykać szafkę, sąsiedzi wołają z dołu. nagle z jednej z książek wysypują się zdjęcia... wszędzie zimowa sceneria, narty, góry, wyciągi, gorąca czekolada. to ja z jakimś chłopakiem, nawet już nie pamiętam jego imienia. to ja z czarodziejem, jego oczy nawet ze zdjęcia wydają się przewiercać mnie na wylot. zdjęcie bardzo ładne, ale przecież od początku było wiadomo, że nigdy i nic.
zdjęcie z mi-łym mym. wtedy jeszcze nim nie był. chcę je zabrać ze sobą, zauważam, że na odwrocie ona napisała swoim okrągłym pismem – 'z tego może coś być'. miała rację.
sąsiedzi poganiają coraz bardziej, zamykam szafkę i idę. mijam drzwi, tak dobrze znane drzwi, z czerwonym 'ree' wypisanym pismem stylizowanym na gotyckie. klucz w kieszeni zaczyna ciążyć. przyglądam się uważnie złotej klamce, w końcu zdecydowanym krokiem ruszam w stronę schodów.

potem, w ciemności, na tylnym siedzeniu, wśród mknącego wokół nas zimowego krajobrazu, myślę o niej. do tej pory nie wiem, kim tak naprawdę była, co się z nią teraz dzieje. dlaczego wybrała właśnie mnie, dlaczego właśnie mi powierzyła te dwa kluczyki – kluczyki do marzeń, do swoich własnych światów, do tego, czego tylko się zapragnie? z chwilą, gdy to ja, a nie ona, trzy lata temu przekręciłam klucz w zamku, jej marzenia straciły rację bytu, pojawiły się moje. dlatego były te góry, śnieg, narty.. ona była ze mną, trochę jak przewodniczka, ale jakby trochę przezroczysta, blada i smutna. bo to przecież twój świat – powiedziała pierwszego, a potem ostatniego dnia naszej zimowej wycieczki.
oddała mi obydwa klucze, z uśmiechem powiedziała, żeby dobrze o nie dbać i dobrze użytkować, nagle głos jej się załamał.. uciekła po schodach i wtedy widziałam ją po raz ostatni.

samochód podskoczył na wyboju, kluczyki metalicznie brzęknęły w mojej kieszeni.
22/23.09.2007
© 2007 - 2024 drobiazg
Comments3
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
mrakodrap's avatar
ten tekst jest niesamowity - gdzieś w środku porusza całą masę zapadek, i odblokowuje lawinę myśli, wspomnień, odczuć...
gratuluję ;]
tak nawiasem - wpadłem na stronę przypadkiem, zatrzymał mnie język wpisu w jurnalu - bardzo się cieszę, że masz tu też teksty.